Przebędowo
Przebędowo było pierwotnie siedzibą słynnego rodu szlacheckiego von Prebendow. W 1402 roku w dokumencie lęborsko-puckiego sądu rejonowego wieś ta występuje pod nazwą Przebendo, Przebando, a także Przebyndow. Zachował się jeden list z 1455 roku z prywatnej korespondencji między Barzem von Przebendow a Wielkim Mistrzem Zakonu. 29 kwietnia 1493 roku Jordan i Martin Przebendow mieli swoją siedzibę w Przebendowie. Przetrwały dokumenty z lat 1544, 1575, 1605, 1609 i 1621, które potwierdzały lenna tej rodziny w Przebendowie. Przy czym niewielka część tych dóbr należała w 1527 roku do rodziny von Jatzkow.
Według kroniki parafialnej kościoła z Osiek Przebendowo było jeszcze w 1490 roku podzielone na części. Około 1621 roku znalazło się ono w całości w posiadaniu rodziny von Prebendow. Podczas składania hołdu w 1658 roku Przebendowo reprezentował Hans von Prebendow, Peter von Prebendow reprezentował wtedy Jackowo. W przyszłych latach właścicielem majątku został Ernst von Krockow, a po nim rodzina von Vornstädt, która posiadała spory kompleks majątkowy, do którego należało: Godętowo, Przebendowo, części Słuchowa i Żelazna. Potem właściciele często się zmieniali, należeli do nich m.in.: 1767 kapitan Philipp Georg von Weiher, potem von Wussow, rotmistrz von Meyer. Według kroniki rodzinnej w 1762 roku zmarła tu panna von Hoyme, a w 1793 roku kapitanowi von Chmelenz urodził się tu syn. Od 1783 roku właścicielką Przebendowa była wdowa po Antonie von Stojentin: Wilhelmine Gottlieb von Stojentin, z domu von Zitzewitz. W 1786 roku posiadłością zarządzał kapitan von Chmieliński.
W 1792 roku majątek Przebendowo i połowę majątku w Żelaźnie zakupił na własność Paul Albrecht von Wittke – do tej pory miał swoją siedzibę w Jeżewie. W 1804 roku był on już właścicielem Borkówka, Przebendowa i Żelazna A i B. W 1816 roku dobra te odziedziczył jego syn Ernst Ludwig von Wittke, w 1824 roku wówczas zaledwie pięcioletni Benjamin von Wittke. W latach 1881-1890 wdowa po Benjaminie pani von Wittke, z domu Fließbach (Kurowo). Ich syn Albrecht von Wittke ożenił się z Anną Müller i został prawowitym następcą majątku w Przebendowie. Przypadek sprawił, iż w 1872 roku po swym wujku von Reck Johann Benjamin Ernst von Wittke odziedziczył najstarszy majątek rodowy (od 1284 roku) von Wittke z siedzibą w Brzynie.
Zbiorowa mogiła w Przebendowie
Informacje o tym tak bardzo makabrycznym zajściu w pochodzą od pewnego obywatela Francji, który po wojnie zamieszkał w Argentynie. W ostatnim roku wojny był on francuskim jeńcem wojennym i pracował w majątku u rodziny von Wittke w Przebendowie.
Było to w lutym 1945 roku, jeszcze zanim Rosjanie dotarli do tych okolic. W Stutthofie k/Gdańska likwidowano obóz koncentracyjny. Tysiące jego więźniów pod nadzorem uzbrojonych strażników SS pędzono grupami w różnych kierunkach. O tym wydarzeniu, zwanym także „marszem śmierci”, było po wojnie powszechnie wiadomo i znane są niektóre miejsca, w których zginęło z wycieńczenia, lub zostały zamordowane setki więźniów, których znaczną część stanowili Żydzi. Miejsca te uczczono tablicą pamiątkową. Pewnego lutowego dnia 1945 roku kilkadziesiąt metrów za majątkiem w Przebendowie zatrzymała się niemiecka ciężarówka. Wyskoczyło z niej sporo żołnierzy z łopatami i udało się na łąkę między przebendowskim folwarkiem a kurowską stacją kolejową i wykopało – jak się potem okazało – spory dół. Temu wszystkiemu przyglądał się z zabudowania gospodarczego majątku z Przebendowa pewien jeniec francuski. Było to dla niego bardzo osobliwe zajście i co pewien czas podchodził do okienka, by dowiedzieć się czegoś nowego. Po kilku godzinach na drodze z Żelazna do Borkowa ukazała się kolumna osób w łachmanach, której towarzyszyli uzbrojeni esesmańcy. Kolumnę skierowano z drogi na wcześniej wspomnianą łąkę. Cywilów w łachmanach ustawiono przy wykopanym dole. Tym razem niemieccy żołnierze, którzy wcześniej kopali dół, mieli teraz w dłoniach zamiast łopat broń. Na wydaną komendę oddali strzały do cywilów – ci osuwali się nieżywi jeden po drugim do dołu. Dół szybko zasypano, a z nadal stojącej na boku ciężarówki zładowano sadzonki młodych drzewek i w bardzo szybkim tempie zasadzono je na dopiero co powstałej zbiorowej mogile. Po tym wszystkim żołnierze oraz strażnicy, którzy przyprowadzili tu owych cywilów, wsiedli do ciężarówki i odjechali. Było to od początku do końca przemyślane i zorganizowane morderstwo. Prawdopodobnie rozchodziło się i tutaj o grupę więźniów z byłego obozu koncentracyjnego w Stutthofie. Na temat tego zajścia ukazał się po wojnie na początku lat 50-tych w lokalnej prasie artykuł. Były to zeznania wspomnianego jeńca z Przebendowa. W miejscu od strony torów kolejowych w Kurowie w kierunku Przebendowa jeszcze i dzisiaj można wyraźnie zobaczyć kępę – już międzyczasie dużych – drzew.