Więcej zdjęć

Rolnictwo

Podczas wojen napoleońskich całe Pomorze bardzo ucierpiało, następstwem były straty w ludności, epidemie, zniszczenia materialne i zaniedbane rolnictwo. Potrzeba było wielu starań, by wszystko nabrało względnie regularnego rytmu. Powstało w tym czasie trochę technicznych unowocześnień dla rolnictwa. Tereny obecnej gminy Choczewo to przede wszystkim gospodarstwa rolne: niewielkie prywatne oraz duże majątki.
W latach 20-tych XIX wieku ceny zbóż i ceny za bydło były bardzo niskie. Natomiast życie gospodarcze ożyło trochę po podjęciu decyzji o uprawie kartofli na wyższą skalę. Były one nie tylko wyżywieniem dla człowieka i karmą dla zwierząt – wytwarzano z nich krochmal i syrop ziemniaczany. W Kurowie wytwarzano też płatki kartoflane.

Wybudowano też nowe gorzelnie, w których produkowano z kartofli spirytus – było to bardzo rentowne przedsięwzięcie. Przyniosły one znaczne dochody Fließbachowi z Jackowa, Fließbachowi z Kurowa, Küsterowi ze Zwartowa, w Łętowie Fließbachowi ze Słajkowa, w Przebendowie von Wittke, w Ciekocinie Ewestowi. Właścicieli gorzelni obowiązywały określone ilości odstawy spirytusu – w zależności od wielkości majątku było to 60 000–250 000 litrów rocznie. Za 1 litr spirytusu płacono 30 pfennigów – z 1 centnara (przeciętnie 12-14% skrobi) otrzymywano 6 litrów. Cena 1 centnara kartofli przeznaczonych na karmę dla zwierząt wynosiła 2,20 marki, a za kartofle jadalne 3,50 marki. Wśród tych ostatnich ulubioną odmianą były „Elite”, „Industrie” i „Parnasia”. Uprawa kartofli była bardzo pracochłonna i trzeba było przeznaczać nań spore sumy na zapłatę dla robotników. Do lat 20-tych XX wieku była to prawie wyłącznie ręczna robota, także i w wielkich majątkach. Nowoczesne maszyny zaczęły powoli zastępować ciężką pracę zwierząt i człowieka.

„W niewielkim majątku moich rodziców w Lubiatowie obsadzano rocznie 125 morgów kartoflami, była to prawie połowa całkowitej powierzchni uprawnej. Sadzeniaki sprowadzaliśmy od firmy Böhm spod Kalisza. Jesienią zbieraliśmy 14 000 – 16 000 centnarów, podczas zimy trzeba je było dokładnie zabezpieczyć przed mrozem. Wiosną kopce odkrywano, kartofle dokładnie trzeba było przebrać. Zaprzęgami konnymi zawoziliśmy je na stację kolejową do Osiek. Tam czekało 40 wagonów (!) – załadowywano je po 350 centnarów kartofli, które miały trafić do zachodnich zakątków Niemiec” (Hermann Ulrichs, Lubiatowo).

W Jackowie Günther Fließbach obsadzał kartoflami rocznie aż 1000 morgów. Przed wprowadzeniem nowoczesnych maszyn pracowało u niego podczas wykopków czasami na raz 500 robotników, którzy czterozębowymi haczkami kopali kartofle na akord. Od rana do wieczora czteroosobowa rodzina (rodzice i dwoje 12-14-letnich dzieci) zdołała wykopać kartofle z połowy morga. Na polu stały każdego dnia dwie kuchnie polowe z gulaszem dla robotników. Tylko powierzchnia na same kopce wynosiła w Jackowie 80 morgów – był to obszar przeciętnego średniego gospodarstwa rolnego. W całej okolicy znana była jego bardzo udana wczesna odmiana kartofla „Sieglinde”. Opłacalna była też uprawa rzepaku i buraków cukrowych.

Od 1845 roku odnotowano już zdecydowaną równowagę w rolnictwie. Bardzo powszechne stały się opryski roślin polowych. Do tego celu wykorzystywano rozkładające się substancje z kompostu. Już szybko okazało się to niekorzystne przy uprawie rzepaku. Tę teorię nawożenia szybko zastąpiono metodą mineralną. Początkowo stosowano superfosfat – efekty były zaskakujące. W 90-tych latach XIX wieku wprowadzono też amoniak i saletrę chilijską.

Nowego tonu rolnictwu nadała uprawa łubinu. Roślina ta bez problemu rośnie na każdym podłożu i nawet przez kilka lat bez płodozmianu. Jego uprawa była też owocną metodą użyźniania nieużytków. Zdecydowano się też wykorzystywać łubin jako karmę dla owiec. Po około dwudziestoletniej niczym nie zakłóconej uprawie łubinu, roślina ta okazała się być szkodliwa jako pasza dla zwierząt.

Do czasu utworzenia w okolicy połączenia kolejowego sporym utrudnieniem dla gospodarstw był transport płodów rolnych – dlatego też połączenia kolejowe, które powstały na początku XX wieku przyczyniły się do prężnego rozwoju rolnictwa.

Na wysoką skalę wśród miejscowych właścicieli majątków rozwinęła się hodowla bydła. Od czasu do czasu (w latach 1876, 1892, 1900 i 1910) kłopotu gospodarzom przysparzała panosząca się wśród zwierząt – prawie we wszystkich gospodarstwach – zaraza pyskowa (pyskówka)
Mleczarnia miała istotne znaczenie dla rozwoju gospodarczego Choczewa i okolicy. Mleko dostarczano w metalowych bańkach codziennie wozami z wielu sąsiednich majątków oraz z prywatnych gospodarstw rolnych (w sumie z ok. 20 wsi). Wiosną i latem, gdy krowy wypasały się już na kopli, odstawiano do mleczarni codziennie 20 000 litrów mleka. Przetwarzano je tu na masło, ser i twaróg; cennymi produktami ubocznymi była maślanka i serwatka.

Najczęściej hodowaną w okolicy rasą krów była czarno-biała holenderska. Wyjątek stanowiły majątki Fließbachów w Kurowie, Choczewku, Prusewie i Brzynie. Sprowadzili oni dla siebie czerwoną rasę z Wilstermarsch z okolic Szleswiku-Holsztynu.
Hodowla bydła ograniczała się w ostatnim okresie wyłącznie do produkcji mleka i na ubój – rzadko jako siły pociągowej na gospodarstwie, chociaż jeszcze na początku lat 30-tych XX wieku w lesie w Osiekach wykorzystywano woły w zaprzęgu do wywożenia ściętych drzew.

Pierwsze mleczarnie utworzono w powiecie lęborskim na mocy edyktu Fryderyka Wielkiego już w 1840 roku. Były one wyłącznie własnością właścicieli majątków. Wielkie połacie nieużytków wykorzystano teraz na pastwiska. Dopiero po latach powstały pierwsze spółki mleczarskie. Była to inicjatywa istniejących Związków Rolników. Sprowadzono doświadczonych mleczarzy z Holsztynu, a do produkcji sera specjalistów aż ze Szwajcarii. Budynki mleczarni wyposażone były w odpowiednie do przechowywania mleka i do produkcji serów urządzenia. Ważny był sprawny transport. Jednak do czasu powstania w okolicy linii kolejowych, zasięg rozprowadzania mleka i jego przetworów był dość ograniczony.

Z czasem pojedyncze spółki zrzeszyły się. Pierwsze stowarzyszenie spółdzielni mleczarskich na Pomorzu powołano do życia 9 czerwca 1890 roku w Kołobrzegu pod nazwą „Verband der hinterpommerschen Molkerei Genossenschaften”, do której należało 13 spółdzielni. W 1896 roku na Pomorzu istniało 200 spółek mleczarskich, przy czym w powiecie lęborskim było ich pięć. Cztery z nich były z ograniczoną odpowiedzialnością: Choczewo (1891 r.), Zdrzewno (1892 r.), Lębork i Nowa Wieś (1895 r.) i Łeba (1895 r.). Natomiast powstała w 1905 roku spółdzielnia mleczarska w Krępie była spółką z nieograniczoną odpowiedzialnością. Podane lata dotyczą powstania spółdzielni mleczarskich, a nie samych mleczarni.
W Choczewie przyłączyło się do spółki aż 28 majątków i z czasem też kilku indywidualnych gospodarzy. W 1909 roku do mleczarni do Choczewa odstawiano dziennie 2385686 kg mleka (jednostką był kilogram, a nie litr). Kierownikiem choczewskiej spółki był właściciel miejscowego majątku, von Diezelsky.

W 1911 roku na Targach Poznańskich również mleczarnie z powiatu lęborskiego miały tam swoje stoisko. 10 września 1911 roku przyznano mleczarniom z Lęborka, ze Szczenurzy, ze Zdrzewna oraz z Choczewa nagrodę – zajęły one jednocześnie drugie miejsce.
W 1936 roku weszły w rolnictwie w życie nowe rozporządzenia Rzeszy odnośnie obowiązku odstawiania mleka. W skupie wprowadzono korzystne ceny. Mleko o większej zawartości tłuszczu osiągało teraz wyższą cenę. Od tego okresu zaobserwowano zwiększoną hodowlę krów. Robotnicy majątkowi rezygnowali częściowo ze swego deputatu mlekowego i otrzymywali zań pieniądze. Krowa, która dawała rocznie więcej niż 3000 litrów mleka i jej mleko miało przynajmniej 2,8% zawartości tłuszczu, została wpisywana do specjalnej księgi – fakt ten miał wpływ na całkowitą ocenę gospodarstwa.

Z okazji 40-letniego jubileuszu utworzenia mleczarni w Choczewie dokonano w niej w latach 1931/32 kilka róbót renowacyjnych oraz ją rozbudowano. To z tego okresu pochodzi pomieszczenie, w którym wytwarzano ser. Prace remontowo-budowlane przejęła firma budowlana Arthura Bogda z Choczewa. Ponadto zamontowano nowe urządzenie do produkcji masła, które było w stanie wyprodukować dziennie 15 centnarów (750 kg) masła. Masło transportowano do hurtowych odbiorców (także aż do Berlina) koleją w beczkach z klepek bukowych, które wykonywał miejscowy bednarz, Heinrich Folger. Ostatnim kierownikiem mleczarni był Gustav Discher. Jego poprzednikiem był Eckhard Küster z Osiek.

W 1836 roku powstał w powiecie lęborskim Związek Rolników. Na jego przewodniczącego wybrano von Weihera z Leśnic. Z (dzisiejszej) gminy Choczewo należeli do niego też von Bülow z Osiek, Fließbach z Kurowa i hrabia Münster ze Zwartowa. Od 1896 roku przewodniczącym związku został von Diezelsky z Choczewa, a po nim Fließbach z Choczewka. Spotkania związku odbywały się w poszczególnych majątkach. Omawiano aktualne problemy w rolnictwie, przeprowadzano doświadczenia na roślinach uprawnych (odmiany zboża i odmiany kartofli), wypróbowywano nowe metody nawożenia. Od 1840 roku związek wydawał własną gazetę.

W 1853 roku Pomorze otrzymało od państwa 300 000 talarów dotacji na przeprowadzenie w rolnictwie prac melioracyjnych. Pierwszymi majątkami, które skorzystały z tej pomocy finansowej było Strzelęcino, Jackowo i Kurowo. 29 listopada 1862 roku zawiązała się spółka melioracyjna, którą stanowił Wilhelm Fließbach z Jackowa i Otto Krause z Biebrowa. Osuszyli oni m.in. 200-morgowe jezioro w Biebrowie, drobne połacie ziemi należące do Ciekocina, Słajszewa, Jackowa i Biebrowa, uregulowali też koryto rzeki Chełst. Dzięki temu wygospodarowano 292 ha ziemi pod uprawę. Częściowo wypuszczono wodę z Jeziora Choczewskiego i dokonano usług melioracyjnych na potrzeby właścicieli majątków z Łętowa, Salina, Salinka, Gardkowic, Gniewinka, Mierzyna i Mierzynka. W Kierzkowie zmeliorowano 54 ha gruntu.
Ważne też było doprowadzenie wody do wsi poprzez budowę wodociągów. Eckhard Fließbach ze Słajkowa w 1900 roku zamontował dwie pompy głębinowe i zaopatrzył w ten sposób w wodę cały swój majątek oraz 16 rodzin we wsi.

Wynagrodzenie za pracę dla robotników majątkowych

Robotnicy majątkowi na całym Pomorzu Wschodnim otrzymywali jednakowe wynagrodzenie według stawek ustalonych przez państwo. Jedynie robotnicy oborowi pracowali na korzystniejszych warunkach.
Część robotników otrzymywała zapłatę w gotówce, inną część stanowili tzw. deputanci, których wynagradzano przede wszystkim w naturze. Bardzo niewielką grupę stanowili parobkowie – mieszkali oni zazwyczaj na terenie majątku w tzw. izbie parobka, otrzymywali darmowe wyżywienie i dach nad głową, bezpłatne pranie bielizny, ogrzewanie oraz miesięcznie 25 RM. Dziedzic ubezpieczał parobka na wypadek choroby i inwalidztwa.
W całej prowincji pomorskiej obowiązywał też jednolity czas pracy: przez 7 miesięcy 10 godzin dziennie, przez 2 miesiące 9 godzin, przez inne 2 miesiące 8 godzin oraz 1 miesiąc 7 godzin dziennie.
Robotnicy zarabiali w latach 20-tych XX wieku 18-19 pfennigów na godzinę, od 1935 roku 20-22 pfennigi.
Deputanci otrzymywali cały szereg przywilejów i bezpłatnych „towarów” w naturze: wolne mieszkanie i pomieszczenie gospodarcze dla zwierząt, bezpłatny dostęp do wody, darmowy prąd lub naftę do lamp naftowych, 13 kubików drewna miękkiego (sosna lub świerk) lub 9 kubików twardego drewna (dąb, buk, jesion). Nabycie drewna można było zastąpić korzystaniem z węgla brunatnego lub torfu. Majątki kupowały brykiety węgla brunatnego z kopalni z Dolnego Śląska. Jeden centnar brykietów kosztował zaledwie 1 RM.
Każdy deputant otrzymywał ponadto rocznie 36 centnarów zboża: 24 centnary ziarna na mąkę na chleb oraz 12 centnarów na karmę dla zwierząt (jęczmień, owies). Na wypas krów udostępniał majątek przez całe lato bezpłatnie pastwisko, na zimę oddawał buraki, siano i słomę, ale nie paszę. Robotnik mógł oddać do majątku jedną krowę na darmowe utrzymanie. Każda rodzina mogła trzymać dwie stare gęsi i jednego gęsiora. Gęsi składały 15-18 jaj, z których wykluwały się pisklęta. Tak więc każda rodzina miała wiosną 36 gąsek, którym majątek musiał udostępnić łąkę na wypas. Ale nie było to całkiem ulgowe. Od 1 października kończył się czas na wypasanie gęsi na majątkowym terenie. Każda rodzina oddawała za korzystanie z pastwiska dziedzicowi co siódmą gęś. W ten to sposób majątkowy kurnik za jednym zamachem był zapełniony gęsiami. W tym też okresie we wsiach pojawiali się kupcy i skupowali gęsi po 5-7 marek za sztukę. Dla rodzin robotników było to bardzo ważne źródło gotówki. Za te pieniądze najczęściej kupowali sobie nową odzież. Gęsi, które zostały przekazane majątkowi, były przez kolejne trzy tygodnie maszczone drobnymi kawałkami brukwi, by w ten sposób powiększył się ich żołądek. Następnie karmiono gęsi owsem – aż tyle, ile go potrafiły zjeść. Na początku grudnia utuczone gęsi przygotowywano do szlachtowania.
Deputantowi przysługiwało ponadto pół morga działki na kartofle i 320 m² działki na zasiew lnu. Majątek musiał też udostępnić każdej rodzinie pastwisko na wypas jednej owcy – rzadko kiedy trzymano owce, więc raz do roku wypłacano za ten przywilej pieniądze.
W szczególnych przypadkach dziedzic udostępniał swemu robotnikowi wóz, np. na transport świń lub cielaków przeznaczonych na sprzedaż – ponadto na wesela, chrzciny, pogrzeby, do lekarza lub po akuszerkę.
Wypłata w gotówce nie była wysoka. W powiecie lęborskim otrzymywał deputant za godzinę pracy 7 pfennigów. Rodziny deputantów w miarę możliwości wysyłały do pracy w majątku tzw. „dochodzących”, ale ci najczęściej już 15-letni chłopcy zaraz po ukończeniu szkoły byli jeszcze za słabi do wszystkich robót. Przy młóceniu zboża nie byli w stanie wnieść po drabinie na strych magazynu worka z ziarnem.
W naszym majątku młodociani, którzy zgłosili się do pracy, otrzymywali w pierwszym roku lżejszą pracę: mieli oni zawozić mleko do mleczarni do Choczewa. Przydzielaliśmy im do tego zadania dwa stare, spokojne konie, o które chłopcy pod nadzorem parobka musieli się troszczyć: karmić, czyścić, uprzątać stajnię. Wczesnym rankiem trzeba było zaprząc konie do wozu, na którym mleczarze już ustawili bańki z mlekiem i zawieźć mleko do mleczarni. Zaledwie wóz dojechał do lasu, chłopcy zeskakiwali zeń, wyjmowali schowane w kieszeni spodni składane łyżki i z wieczornego mleka zbierali odżywczą śmietanę. Już po roku takiego „dożywiania” nabierali siły i potrafili wnosić po drabinie ciężkie worki ze zbożem… W tamtych czasach płacono w mleczarni za ilość litrów mleka, a nie za zawartość tłuszczu. Dopiero od 1936 roku doszły dodatkowe opłaty za procenty tłuszczu w mleku.
Również i młode córki robotników zgłaszały się do pracy w majątku. Otrzymywały one tzw. dniówkę. W zależności od ilości przepracowanych godzin dniówka wynosiła 1,50 do 2 RM. Dziewczęta pomagały zimą przy młóceniu, przy wiązaniu snopków słomy i podawaniu ich do załadowania na strych stodoły, w magazynie przerzucały zboże szuflami. Wiosną razem z innymi robotnikami sadziły na polu kartofle, brukiew, później je obhakiwały – ponadto pomagały przy sianokosach. Żniwa były już dla nich za ciężkim zajęciem. Latem powszechne było zbieranie w lesie jagód i grzybów – trzeba było na to wykupić za 3 RM zezwolenie od leśniczego. Za litr jagód w skupie płacono przeciętnie 5 pfennigów, gdy urodzaj był mały 15 pfennigów. Kurki czyszczono od razu na miejscu w lesie i sprzedawano je wiejskim punkcie skupu runa leśnego. Kurek w okolicznych lasach było bardzo dużo, za jeden kilogram płacono 60-70 pfennigów. Właściciel skupu zawoził jagody i grzyby wcześnie na poranny pociąg o 6.00 – o 8.00 rano były one już w Lęborku. Tu przeładowywano je na pośpieszny pociąg Królewiec-Berlin i wczesnym popołudniem o 13.30 odbierano je na dworcu w Berlinie. Świeższej dostawy nie można było sobie wyobrazić!
Dziewczęta wiejskie potrzebne były też jesienią przy zbiorze brukwi i kartofli.
Dla młodych rodzin robotników problemem było nabycie krowy, której mleko było tak bardzo potrzebne dla ich małych dzieci. Krowa kosztowała dawniej 240-280 RM, był to duży wydatek. Niektóre rodziny kupowały sobie krowy z majątku po korzystnej cenie: za 140-160 RM. Były to najczęściej półtoraroczne jałówki, które ocieliły się o rok za wcześnie, a to tylko dlatego, że byk przypadkowo przedostał się przez płot… Robotnicy mogli spłacać sumę za krowę w małych ratach.
W latach 30-tych wyremontowano dla robotników dużo już starszych budynków mieszkalnych, wybudowano też kilka zupełnie nowych, które musiały spełniać kilka odgórnych wymogów, np. podłogi musiały być już wyłożone deskami (w starych chatach były one wyłożone cegłówką). W tym też okresie wprowadzono „rodzinne”. Dla wielodzietnych rodzin stanowiło to znaczną pomoc finansową.
(Hermann Ulrichs, Lubiatowo)

Rolnictwo